A właściwie smartfonem, bo zwykłym telefonem to nie bardzo. 😉
Część z moich znajomych (wiem, że niektórzy z was regularnie tu zaglądają), być może będzie zaskoczona tym wpisem. „To Ty robisz zdjęcia? SAMA?”
Bo widzicie, jak się jest w związku z fotografem to dla niektórych oczywiste wydaje się, że to właśnie on robi zdjęcia. Zresztą znam sporo par blogowych, gdzie jedno robi jedzenie i/lub o nim pisze, a drugie foci a potem zjada. 😉 I jest to całkowicie normalne, zupełnie jak fakt, że niektórzy ogarniają wszystko samodzielnie, od A do Z.
Od początku istnienia bloga postanowiłam sobie, że chcę wszystko robić sama. Od opracowywania przepisów, gotowania, pisania po wykonanie i edycję zdjęć. Pomimo wielu frustracji i niepowodzeń, które przez te kilka lat mi towarzyszyły, nauczyłam się na swoich błędach i dzięki nim to co robię sprawia mi wielką przyjemność. Marcin w naszym związku jest „techniczny”, ratuje mnie w sytuacjach gdy przykładowo mam problem z szablonem na blogu albo którąś z wtyczek. To on wytłumaczył mi czym jest ISO (chociaż i tak przez kilka miesięcy zdjęcia robiłam na automacie zamiast na trybie manualnym). Nauczył mnie podstaw obsługi photoshopa.. i kupił mi w prezencie mój pierwszy aparat fotograficzny „masz, bo ja Ci fot robić nie będę”.
I nie robi.
Na przestrzeni kilku lat moje zdjęcia dość wyraźnie ewoluowały. Zanim przejdziemy do konkretów, chciałam ci pokazać jak bardzo zmienił się mój gust, wyczucie i umiejętności fotograficzne. Tak na zachętę, bo jak mi się udało to każdemu się uda.😃 Tutaj dla przykładu „pochwalę się” zdjęciami z pierwszych wpisów na blogu:
Obecnie trudno mi zrozumieć jak kiedyś mogły mi się podobać takie zdjęcia. Nieostre, niechlujne, zbyt ciemne, idiotycznie skadrowane. Do tej pory nie wiem co chciałam osiągnąć tym białym rozbryzgiem.😏
W międzyczasie miewałam różne fazy, na przykład tutaj zaczęłam dodawać wielkie napisy na zdjęciach (celowo, bo zdarzało się, że ktoś postanowił sobie je „pożyczyć” i umieścić na swoich stronach):
Dodanie napisów było dobrym posunięciem, niemniej wystarczyłoby je zmniejszyć. Tak z 5 razy przynajmniej. To był okres, kiedy zwiększyłam rozmiar i wymiary zdjęć oraz zaczęłam robić tylko pionowe. Po pierwsze te wertykalne bardziej mi się podobają, po drugie łatwiej opanować tło do zdjęć. Poza tym pionowe lepiej przegląda się na smarfonach. Było to dla mnie o tyle istotne, ponieważ ze statystyk bloga wiem, że ponad 90% moich czytelników korzysta właśnie ze smarfonów.
Poza wielkimi napisami, miałam również zajawkę na układ centralny ze śmietnikiem wokół. Czyli jedzenie było ustawiane przeważnie na środku a naokoło „artystycznie” porozrzucane kwiatki, owoce czy kawałki jedzenia, ogólnie próbowałam robić flatlaye, efekt końcowy bywał różny:
Powyzsze zdjęcia są całkiem niezłe, ale gdybym miała je teraz odtworzyć zdecydowanie zrobiłabym to inaczej. Zresztą im więcej wykonywałam zdjęć (więcej ćwiczyłam) tym wyglądało to lepiej. Wiedziałam już co mi się podoba, czego unikać i jak ładnie pokazać to na czym mi zależy.
Poza zdjęciami głównymi, te z przygotowań (wiesz, że zawsze je robię – dzięki temu przepisy są bardziej czytelne) też mocno ewoluowały, na początku były jeszcze gorsze od zdjęć gotowych dań:
Aż trudno mi uwierzyć, że kilka lat temu dodałam na bloga zdjęcie ufajdanego miksera i uważałam, że jest ok.🤦‍♀️
To zresztą były początki, nie znałam się na obsłudze aparatu (kto by tam czytał instrukcję), zdjęcia robiłam na automacie i nie ogarniałam jak poradzić sobie ze światłem zastanym ani jak polubić się ze sztucznym (za którym zresztą nie przepadam do dzisiaj). W tamtych czasach nie było też poradników, czy filmów instruktażowych o podstawach fotografii kulinarnej. Uczyłam się na własnych błędach a inspirację czerpałam z magazynów kulinarnych.
Chociaż uważam, że powyższe zdjęcia są po prostu brzydkie, nie usuwam starych wpisów (tak cały czas możecie do nich zajrzeć i pośmiać się ze mną 😉) to miło popatrzeć jaki zrobiłam postęp. Oprócz samej techniki, zmieniał się styl, sposób obróbki, dodatki z których korzystałam do zdjęć (tła, talerze, miseczki etc). Satysfakcja tym większa, ponieważ doszłam do tego sama. 

Tym przydługim wstępem chciałam zachęcić cię do eksperymentowania, tymczasem wróćmy do meritum.

Od dłuższego czasu nosiłam się z zamiarem stworzenia takiego poradnika. Wpisu, w którym mogłabym umieścić wskazówki pomocne dla osób początkujących. Zależało mi na pokazaniu jak praca blogera kulinarnego wygląda „od kuchni” i co zrobić, aby nie zrazić się i nie popełniać błędów, które sama na początku robiłam.
Z pomocą przyszła Motorola, udostępniając swój najnowszy model moto g100, dzięki któremu mogłam pokazać jak w prosty i przyjemny sposób można wykonać zdjęcia jedzenia za pomocą smartona.

Tryb zdjęcia i obsługa smartfonu
Jeśli chcesz zrobić zdjęcie, wystarczy otworzyć aplikację „aparat”, pacnąć palcem na ekranie w miejscu, które ma być ostre (chociaż niektórzy całkowicie pomijają ten krok) a następnie kliknąć na duży biały przycisk. Cyk, zdjęcie zrobione. Proste prawda? Bez ustawiania ISO, bez korekcji bieli, regulacji wartości przysłony, często krzywo, niewyraźnie i z automatycznym fleszem. Automat zrobi wszystko za nas. I nie ma w tym nic złego! Ani nie zamierzam nikogo pić po piętkach (sama przez pewien czas korzystałam z automatu), ale warto zapoznać się bliżej z obsługą smartfona.
Dopiero korzystając z trybu manualnego możemy poznać całe spektrum możliwości naszego telefonu. I wcale nie musisz mieć najdroższego modelu na rynku, ze średniaków czy tych z niższej półki można naprawdę dużo wyciągnąć.
Zanim przejdziesz dalej, krótka ściąga:

  • FOV – kąt obiektywu/kąt pola widzenia obiektywu – im większy jest kąt tym więcej obiektów widzimy w kadrze. Szeroki kąt obiektywu – więcej rzeczy znajdzie się w kadrze.
  • ISO – czułość matrycy na światło, zależna ona od aparatu, jakim dysponujemy
  • Balans bieli – uzyskanie odpowiedniej kolorystyki zdjęcia

Jeśli na tym etapie powyższe pojęcia niewiele ci mówią – spokojnie, omówimy je na konkretnych przykładach.

Światło
Podobno najtrudniej pracuje się ze światłem zastanym. Ja uwielbiam światło dzienne, zwłaszcza chwilę po wschodzie (o ile mamy okna od tej strony świata) i w słoneczne popołudnie. Najlepiej kiedy przez cały dzień słońce grzeje i nie ma chmur, bo nie muszę wówczas kombinować z ustawieniem światła, regulacją przysłony, ISO i balansu bieli w aparacie. Trudność polega na tym, że jak słonko schowa się za chmurkę albo nagle spadnie ulewa (a ostatnio mamy w ciągu dnia 3 pory roku) to pojawia się kłopot. Bo jak nagle zrobi się ciemno to zdjęcia nam nie wyjdą. Albo wyjdą, ale nie będą wyglądać najlepiej. A używanie automatycznej lampy błyskowej przy fotografii to zło. Nie chcesz być drugim Terry Richardsonem i walić fleszem na nasze jedzenie, to nigdy dobrze nie wygląda.
Reasumując, światło dzienne jest super, ale trudno je kontrolować. Światło sztuczne jest bezpieczniejszym wyborem, ale wymaga odrobiny wprawy i nieco ćwiczeń. 

Ja najbardziej lubię wersję pośrednią, czyli światło dzienne + wspomaganie lampą pierścieniową, czyli świecącym kółkiem lub blendą (o akcesoriach napiszę więcej w drugiej części poradnika).
Poniżej możesz zobaczyć porównanie zdjęcia robionego na automacie (po lewej) oraz po prawej, automat z dodatkowym doświetleniem w lewym dolnym rogu – przy użyciu blendy fotograficznej. Zwróć przy okazji uwagę na kompozycję powyższych zdjęć, nie zawsze duże obiekty (w tym przypadku worek z pieczywem) dobrze wyglądają na pierwszym planie. Umieszczenie ich w dolnym rogu, sprawia wrażenie, że zdjęcie jest „ciężkie”. Lepiej wyglądają, gdy przeniesiemy je na dalszy plan, czyli górny prawy róg zdjęcia.
Korzystając z blendy, której zadaniem jest odbicie światła, możemy doświetlić każdy ciemniejszy kąt. Bardzo przydatne akcesorium, daje nam rozproszone dość łagodne światło (chyba, że odbijesz promienie w bardzo słoneczny dzień na wprost słońca – wtedy będziesz mieć efekt flary i pojawią się tzw przepalenia).
Korzystanie z blendy jak i lampy przydaje się w bardziej pochmurny dzień lub gdy zależy nam na rozjaśnieniu konkretnego punktu. Bez używania trybu pro/manualnego w smartfonie, można w prosty sposób uzyskać jaśniejsze zdjęcie.
Korzystając z blendy lub lampy przy mocnym świetle dziennym (chociaż nie zawsze, to zależy od tego co chcesz uzyskać) efekt nie będzie najlepszy. Poniżej możesz zobaczyć zdjęcie, które przy asyście blendy zrobiło się żółte (wygląda jakby było zrobione przy sztucznym oświetleniu):
Tutaj z kolei mamy porównanie zdjęcia na automacie w pochmurny dzień (lewa strona) i z doświetleniem białym światłem lampy o niskim natężeniu. Oświetlając ciemną stronę (mocy^^) zdjęcia uzyskamy bardziej naturalny efekt.
Zresztą zakup mini lampy pierścieniowej (więcej napiszę w drugiej części) to jedna z najlepszych inwestycji. Sam fakt, że można regulować barwę jak i natężenie światła sprawia, że jest to bardzo wdzięczne i przydatne akcesorium.
Na poniższym zestawieniu możesz porównać zdjęcie z automatyczną lampą błyskową, zdjęcie przy oknie (światło dzienne) oraz przy doświetleniu lampą pierścieniową – zimne i ciepłe światło. Moim zdaniem lampa błyskowa kompletnie nie nadaje się do zdjęć jedzenia (prześwietlenia i zniekształcenie kolorów), ale jak podoba Ci się taki efekt to śmiało – nie będę oponować.😉
Reasumując – zanim zabierzesz się za wykonanie zdjęcia, ustal jakie jest najjaśniejsze miejsce w twoim mieszkaniu, czyli okno albo drzwi balkonowe (lub balkon czy ogródek jeśli takowy posiadasz). Ustaw przy oknie jedzenie, któremu chcesz zrobić zdjęcie i cyk. Zacznij od automatu.
Zobacz na poglądzie czy efekt cię zadowala a następnie zrób kolejne zdjęcia, zmieniając położenie jedzonka względem źródła światła. Może bardziej spodoba Ci się, gdy pada z góry lub z boku? Zmieniaj również kąt nachylenia smartfona, zobacz czy wolisz zdjęcie wykonane w pionie czy w poziomie. Nie musisz mieć wielkiego stołu, czy długiego parapetu. Improwizuj. Mój plan zdjęciowy, z którego najczęściej korzystam to kawałek podłogi przy drzwiach balkonowych, regał i tło fotograficzne. Nawet w niewielkim mieszkaniu znajdzie się wolny m² – uwierz mi, taka powierzchnia całkowicie ci wystarczy (chociaż im więcej miejsca tym większy komfort robienia zdjęć).😉

Tryb manualny (pro)
Po opanowaniu zdjęć w trybie automatycznym, warto poeksperymentować z ustawieniami manualnymi. Pozwalają one uzyskać jeszcze lepsze efekty i dają większą kontrolę podczas robienia zdjęć. Tryb manualny oznaczany jest różnie. Czasem literą „M”, a czasem, jak w przypadku Motoroli moto g100, nazwą „Pro”.
Dzięki niemu można ustawić balans bieli, czyli uzyskać odpowiednią kolorystykę światła. Do wyboru masz tryb automatyczny (A), żarówka (sztuczne światło), świetlówka/jarzeniówka (sztuczne światło jarzeniowe), dzienne (słońce), pochmurny dzień (chmura).
W jasny słoneczny dzień (a taki był podczas wykonywania powyższych zdjęć) najlepszą opcją będzie automat, ale przy mniej sprzyjających warunkach warto pobawić się ręcznym ustawieniem balansu bieli.

Drugim istotnym parametrem jest ISO – czułość matrycy na światło. Najlepiej ustawić ISO na wartość 100. Wtedy zdjęcie jakościowo wyjdzie najlepsze (nie pojawią się na nim tzw. szumy). Niestety ISO 100 jest dobre w świetle dziennym, gdy robi się ciemno, musimy zwiększyć wartość ISO. Inaczej zdjęcie wyjdzie ciemne i w kiepskich warunkach oświetleniowych, nie będzie nic na nim widać.
W jasny dzień różnica jest niewielka, ale przy gorszym oświetleniu ma to znaczenie. Pamiętaj, że kosztem wyższego ISO i jaśniejszych zdjęć tracimy na jakości (szumy).

W ustawieniach aparatu, często możemy wybrać pomiędzy obiektywem szerokokątnym, podstawowym oraz makro. Szeroki kąt do fotografii jedzenia się nie sprawdza  (za dużo widać w kadrze), natomiast dwa pozostałe jak najbardziej. Makro to ikonka tulipana, 1 – obiektyw podstawowy.
Na powyższym zdjęciu możesz zobaczyć również funkcję poziomicy – jeśli telefon jest równo ustawiony względem fotografowanego obiektu, pasek będzie pomarańczowy. Bardzo przyjemne ułatwienie.
Motorola moto g100 jako jeden z nielicznych modeli posiada obiektyw makro z pełnowymiarową matrycą. Dzięki temu zdjęcie możemy zrobić już z 2 cm a rozdzielczość jest na tyle duża, że z powodzeniem można taką fotografię wydrukować.
Dodatki i stylizacja zdjęć
O akcesoriach i wszystkich przydasiach, które bardzo ułatwiają wykonywanie zdjęć przeczytasz w drugiej części poradnika (już niebawem). Tymczasem skup się na tym co posiadasz, weź kilka naczyń o różnych kształtach i kolorach. Zastanów się co można ustawić na drugim planie (może doniczka albo wazon z kwiatami, imbryk albo stos książek?) i zacznij układać.
Zrób zdjęcie, poprzesuwaj – zrób kolejne. A może flatlay (zdjęcie z góry)? Albo pod światło – daje fajny efekt cienia. Ćwicz, kombinuj, zamieniaj miejscami, zmieniaj dodatki.
Poniżej to samo zdjęcie w zmiennej aranżacji oraz bez wspomagania blendą (lewa strona) i z doświetleniem:

Warto zrobić zdjęcia na różnych tłach, bo w zależności od tego jaki kolor i wzór wybierzemy diametralnie zmieni się wygląd zdjęcia.
Dla porównania tło jasne vs ciemne:
Tutaj natomiast to samo zdjęcie ale pod innym kątem:
Przy układaniu (stylizacji) zwróć uwagę jak chcesz wykonać zdjęcie – z góry (flatlay) czy z przodu/boku i odpowiednio ustaw jedzenie.
Na przykładzie mini bezików – jeśli robisz z góry, ułóż je na wprost, jeśli z boku – przechyl, aby ładniej wyglądały i nie było widać brzegów (jak zdjęciu w górnym rogu).
Również jeśli kawałek jest brzydki, pęknięty czy jakkolwiek mniej atrakcyjnie wyglądający – postaraj się go schować.
Czasami bywa tak, że mamy za mało fajnego tła i trzeba docinać, aby nie było widać nieatrakcyjnych brzegów (naszego backstage). Można oczywiście dosztukować brakujący fragment w photoshopie czy innym programie do obórki zdjęć, ale tego trzeba się nauczyć. Z kolei przycinanie nie zawsze jest dobrym wyjściem – zdjęcie automatycznie nam się zmniejsza i tracimy (czasami) na wyglądzie całej kompozycji.
Co wtedy zrobić?
Pomijając zmianę dzbanka z goździkami na kubek sałaty (do chleba bardziej mi pasował), ciemny kąt, przy którym zabrakło tła zamiast przycinać zakryłam czajnikiem, a samo zdjęcie zostało wykonane pod innym kątem. To najprostszy i najłatwiejszy sposób na ukrycie miejsc, których nie chcesz pokazać na swoich zdjęciach. Poza tym zamiana drożdżówek na czajnik wpłynęła korzystnie na stylizację zdjęcia, znacznie lepiej to wygląda i ładnie zamyka ramy zdjęcia, ponieważ czajnik jest podobnej wysokości co kubek z sałatą. Przy bukiecie goździków i stosie drożdżówek te proporcje były bardziej zaburzone.

Przed publikacją – podgląd zdjęcia.
Przed opublikowaniem zdjęcia warto przyjrzeć mu się dokładniej na większym ekranie, np monitorze komputera. Dopiero wówczas, w znacznym powiększeniu jesteśmy w stanie sprawdzić czy zdjęcie wyszło ostre. Na telefonie nie zawsze to zauważymy. Przydatną opcją 
jest platforma Ready For, aktualnie dostępna dla modelu moto g100 Motoroli.
Ready For umożliwia sparowanie telefonu z zewnętrznym ekranem. Więcej o tej platformie przeczytacie tutaj (klik) i tu (klik), poniżej możecie zobaczyć jak to wygląda w praktyce.
Telefon do monitora podłączamy dedykowanym kablem znajdującym się w zestawie. Parowanie jest natychmiastowe. Po podłączeniu cały ekran telefonu będzie widoczny na monitorze. W dużym skrócie – to co widzimy na telefonie możemy zobaczyć na większym ekranie. Telefon może służyć nam jako myszka i klawiatura, ale dodatkowo można też podłączyć fizyczne klawiaturę i mysz za pomocą BlueTooth.. Zdjęcie wykonujemy tak jak do tej pory, tutaj nic się nie zmienia. Czyli ustawiamy telefon nad fotografowanym obiektem, korzystamy z automatu lub wybieramy tryb manualny.
Zdjęcie automatycznie pojawi się na dużym monitorze, a w trybie podglądu ekran smartfona jest czarny.
Ready For bardzo ułatwia fotografowanie, ponieważ zrobione zdjęcie widzimy od razu w dużym powiększeniu. Sporą zaletą jest fakt, że nie potrzebuje stacji dokującej, podpięty telefon można umieścić na dowolnym uchwycie statywu. Można też trzymać po prostu w dłoni, ale korzystanie ze statywu jest w tym wypadku wygodniejsze. 

Podsumowanie:
Nieprawdą jest, że aby zrobić dobre zdjęcia koniecznie trzeba zaopatrzyć się w smartfon z górnej półki. Zresztą idealnie pokazuje to Marcin w swoim cyklu FotoTest (klik). Wystarczy poznać bliżej swój telefon, nie korzystać tylko z trybu automatycznego i ćwiczyć. Im więcej tym lepiej.
W drugiej części cyklu (klik) dowiesz się jakie dodatki przydają się podczas sesji zdjęciowych. Mam nadzieję, że niektóre z zaproponowanych przeze mnie rozwiązań pozytywnie cię zaskoczą. Bo tak jak w przypadku smartfona, tak na akcesoria wcale nie trzeba wydawać miliona monet. Liczy się nasza kreatywność. 😉

Partnerem wpisu jest Motorola