Wiecie, szukanie inspiracji i tradycyjnych przepisów z danego kraju, koślawe tłumaczenie z 3 języków za pomocą translatora i zlepienie tego w sensowną i przede wszystkim jadalną całość wcale takie proste nie jest.
Z drugiej strony ciężko nie brnąć dalej w meandry internetu, gdy wciąga na długie godziny, bo można dowiedzieć się wielu bardzo ciekawych rzeczy, jak na przykład ozakazie używania soli w urugwajskich restauracjach.
Serio.
W Urugwaju od kilku lat z powodzeniem realizowana jest kampania „Menos sal más vida” (mniej soli, więcej życia) stworzona na potrzeby walki z nadciśnieniem. Sól można bez problemu zakupić w sklepie, ale w restauracjach czy nawet sieciówkach typu McDonald’s jej nie dostaniecie.
Frytki bez soli…-,-
Druga ciekawostka – mięsa się nie przyprawia. Dobre mięso (a takie właśnie tam jest) ma własny smak. Jedynym dopuszczalnym dodatkiem jest sos chimichurri przyrządzany z mieszaniny ziół, drobno posiekanego czosnku albo szalotki z dodatkiem oliwy i octu. 
Według Urugwajczyków, jeśli mięso wymaga moczenia w czymś (jak np nasze marynaty) – to znaczy, że jest podłego gatunku albo nieświeże i lepiej go nie jeść.
Pierwsze zdanie jaki przeczytałam o kuchni urugwajskiej brzmiało mniej więcej ” Urugwaj = najlepsze mięso, dużo dobrego mięsa” ;).
Nabrałam ogromnej ochoty na przygotowanie parilli, czyli mięsnych rozmaitości pieczonych na grillu opalanym eukaliptusowym drewnem, a przede wszystkim na koronne danie  – asdao, czyli żeberka wołowe.
Wiecie jak to jest z chęciami, żeberka u nas są, a i owszem, ale tylko wieprzowe, eukaliptusa nie ma i ciężko znaleźć jego substytut – polewanie zwykłego drewna olejkiem eukaliptusowym do mnie nie przemawia. Może i fajnie buchnie ogniem, ale to co najwyżej opcja na dobrą rozpałkę, niż wielogodzinne grillowanie ;-).
Nie dostałam u rzeźnika ani molleja (grasicy), ani lechón (świński noworodek, prosię karmione krótko mlekiem matki i pieczone w całości) więc ze smutkiem porzuciłam wizję urugwajskiego grilla ale nie znaczy to, że mięsa nie będzie wcale 😉

URUGWAJ – CHIVITO
Chivito dla Urugwajczyka jest jak haburger dla Amerykanina czy fish& chips dla Brytyjczyka.
Chivito czyli „mały kozioł” to słusznych rozmiarów konkretna kanapka, której głównym składnikiem jest cienko pokrojona grillowana wołowina churrasco.
Jak wspomniałam, eukaliptusa nie posiadam, ale udało mi się zdobyć niezły kawałek wołowiny 😉 

Składniki:

  • 4 plastry dobrego boczku
  • 1 stek z polędwicy wołowej lub 2 cienkie plastry steka z grilla
  • 2 duże jajka
  • 2 duże pszenne bułki (np ciabatta)
  • 2 średnie plastry dobrej wieprzowej szynki
  • 2 plastry pomidora (polecam malinowe)
  • 2 plastry mozarelli
  • kilka plastrów sałaty lodowej
  • 2 łyżki keczupu
  • 2 łyżki majonezu
  • 1 łyżka masła do smażenia
  • 1 łyżka oleju do smażenia
  • sól (gruboziarnista), pieprz

Czas: ok 30 minut
Składniki na 2 konkretne porcje

Hint1: opcjonalnie możesz dodać cebulę, oliwki, paprykę świeżą lub marynowaną, dodatkowy ser etc. Chivito jest tak kaloryczne, że żadne dodatki tego nie zmienią – mieszaj do woli.

Przygotowanie:
1). Na średniej patelni rozgrzej łyżkę oleju, usmaż na nim plastry boczku – aż będą chrupiące. Gotowe osusz na papierowym ręczniku.
2). Zlej tłuszcz z patelni, pozostały po smażonym boczku, ale jej nie wycieraj. Najlepiej gdyby została cienka warstwa na samym dnie.
3).  Jeśli wybrałeś surowe mięso – przekrój stek w poprzek, tak aby uzyskać dwa cienkie plastry, dodatkowo rozbij je lekko tłuczkiem – powinny być naprawdę cienkie, ale nie powinny się rwać, więc nie tłucz za mocno ;-).
4). Oprósz mięso solą i pieprzem.
5). Smaż na rozgrzanej patelni przez ok 2 minuty z każdej strony (to nie jest przepis na krwiste mięso, wręcz przeciwnie ma być dobrze wysmażone).
6). Gotowe mięso zdejmij z patelni,  połóż z wierzchu po plastrze mozarelli (aby ser się roztopił) i odstaw na talerz na ok 5 minut.
7). Na tej samej patelni rozgrzej masło i usmaż jajka wedle uznania – z płynnym żółtkiem lub całkowita podeszwa – jak wolisz.
8). Bułki przekrój na pół, na spód daj keczup + majonez, następnie ⇒ bekon ⇒ stek ⇒ jajko ⇒ szynka ⇒pomidor ⇒ sałata ⇒ majonez + keczup ⇒ bułka.
9). Podawaj od razu.

P.S.
Nie żebym sugerowała wynik, ale Anthony Bourdain chivito uznał za swoją ulubioną kanapkę ;-).

EGIPT – KOFTA
Czytając o kuchni egipskiej miałam  ochotę przygotować coś typowego dla tego miejsca, ale mało znanego u nas.
Nie wiem czy wiedzieliście, że Egipcjanie mają dość ciekawy gust. Jednym z ulubionych dań jest grillowany, ostro przyprawiony gołąb nadziewany pszenicą i ryżem zwany hamem. Danie to uznawane jest za afrodyzjak dla zakochanych ;-). 
Niestety foodcost wyszedł na tyle wysoki, że dałam spokój i postawiłam na danie, które zna większość z nas – koftę, czyli grillowane mięso mielone.
Dostałam nawet świeże mięso jagnięce, ale oczywiście możecie zrobić z innych gatunków. Byle nie wieprzowina – egipcjanie nie jedzą świń 😉

Składniki:

  • 500 g mielonego mięsa jagniecego/baraniego lub wołowego
  • 1 duża biała cebula
  • 2 łyżki posiekanej natki pietruszki
  • 1 łyżeczka mielonej chilli lub mniej jak nie lubicie ostrego
  • 1 łyżeczka słodkiej mielonej papryki
  • pół łyżeczki kuminu
  • 2 łyżki czosnku 
  • ok pół łyżeczki soli i pieprzu, szczypta sezamonu
  • + drewniane wykałaczki do szaszłyków

Czas ok 45 minut (plus godzina na chłodzenie)
Składniki na 5 porcji

Przygotowanie:
1). Cebulę posiekaj w drobną kostkę, czosnek przeciśnij przez praskę lub zetrzyj na tarce.
2). Mięso wymieszaj z przyprawami oraz cebulą i czosnkiem, zagnieć porządnie w gładką masę.
3). Odstaw na godzinę do lodówki – do przegryzienia składników.
4). Rozgrzej grill lub nastaw piekarnik na 180 ºC

5). Wyjmij mięso z lodówki, uformuj podłużne kotlety i nadziej na patyk lekko dociskając, aby mięso dobrze go oblepiło.
6). Grill – piecz przez ok 15-20 minut, co jakiś czas obracając aby mięso równomiernie się upiekło. Piekarnik – przełóż na blachę wyłożoną papierem do pieczenia, piecz ok 10 minut, odwróć i piecz kolejne 10.
7). Podawaj z gęstym jogurtem lub ulubionym sosem.